Przyjaciel
Mam kłopot,
tak duży, jak wyspy niebiańskie,
me myśli są czarne,
skierowane w dół,
odchodzi ochota do życia w tej bańce,
nadchodzi pragnienie końca.
Wtem mój przyjaciel,
wyciąga dłoń, nie jestem już sam,
czuje, że pomóc pragnie mi,
radosny okrzyk w duszy gra,
wskazuje ręką i mówi:
Ten czerwony, jest ładny,
pod kolor Twych oczu.
Więc biorę krwawy sznur,
zaczepiam w nieboskłonie,
na stołek wspinam się,
już raz ostatni widzę go,
tą uśmiechniętą twarz,
z nóg czterech zrzucam ciężar swój,
na zawsze idę spać...
Komentarze (1)
Wiersz smutny , lecz piękny ... wiele mówi :)