Ptasia grypa a frekwencja wyborcza
Wieść zawrzała w zwierząt kraju,
Grozą zdjęła krańce oba,
Że gdzieś tam w delcie Dunaju
Ptasia szerzy się choroba.
Delta wprawdzie jest daleko,
Lecz, gdy ruszą nagle ptaki,
To chorobę tę przywleką
W nasze piękne trzciny, krzaki,
W lasy, pola i tam mili,
Gdzie przeróżne ptactwo gdacze,
Gęga, gulga, śpiewa, kwili.
Rzecz dotyczy także kaczek.
Więc, by nie dać się chorobie
Pan minister – mądry taki –
Kazał w zagrożenia dobie
Pozamykać wszystkie ptaki.
Kiedy już pod klucz trafiły
Kury, gęsi i indory,
Ktoś zziajany, resztką siły
Krzyknął: jeszcze dwa kaczory!
Dobrze mówi!– słychać wkoło,
Zamknąć całość inwentarza!
Przecież nigdy nie wiadomo
Kto choruje i zaraża.
Jak to zamknąć? – głos z obory
Dobiegł – chyba krowa jakaś.
Przecież teraz są wybory.
Gotów kaczor nas zakwakać.
I nie jeden, oba razem,
Wszak wybory są na króla,
To poruszy nawet głazem,
Taka do zgarnięcia pula.
Taaak, się zamknąć da – na pewno.
(z sarkazmem)
Kto tak myśli ten jest durny.
Cóż, z obawy przed bakterią
Lepiej nie iść jest do urny.
Strach się kładzie czarnym cieniem
U borsuków, sów, zajęcy
I z bojaźni przed zbliżeniem
Średni poziom jest frekwencji.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.