relacja ze spaceru
Przechodziłam tędy co niedzielę.
O dwunastej
bił zegar ratuszowy.
Kwadrans później
przylatywał gołąb.
Pora lunchu
rozpylała zapach pizzy i hot - dogów.
Pora sjesty
markotną ciszę.
Potem
słońce powoli turlało się w dół,
czasem migocząc kroplami fontanny,
albo deszczu.
I znowu noc
czekająca na krańcu dnia.
Pora ołowianych powiek,
spazmów rozkoszy
i rozpaczy.
NUNa
Komentarze (7)
.....opowieść z spaceru...czuć w nim ciepło
otoczenia....ale tez samotność serca...i blasku słonka
...wiersz zmusza do zastanowienia się...ciekawie
napisany..
Klimat oczekiwania albo przemijania uchwycony w
szczególach codziennego zycia, powtarzalnosci zdarzeń
ich przewidywalności, ciepły wiersz
..a ja mimo tej powtarzalności i codzienności wyczuwam
ciepło i bezpieczeństwo.Spacer w niedzielę kojarzy mi
się z luzem,dystansem i spokojem.Tak odbieram nastrój
tego wiersza.
Bardzo zgrabny wierszyk. A ten zegar to jakiś ”
bil raruszowy”? - bo wybił dwie literówki w
trzecim wersie.(chyba powinno być) - biŁ zegar
raTuszowy.
wiersz ladny, o codziennosci i powtarzalnosci sie
wydarzen. ciekawie opisane, ogolem naprawde wiersz
jest dobry, ciekawy pomysl:)
smutkiem powiało, jakąś bezsensowną powtarzalnością
się scenerii..
czytając Twoje słowa przypomniały mi sie smutne
niedziele lat 80-tych...no toś klimaty przywiał(a)...