Rozmar(Ż)ony
Na wpół nagie rozpalone ciało,
warkoczyki plecione ze słońca
i te maki czerwone nieśmiało
w Twoich włosach tańczą, a wiatr trąca,
delikatnie jak gdyby chciał poczuć
się jak żywy i dotknąć palcami,
kosmyk maków czy czerwień Twych włosów,
lecz zaplątał się między rytmami.
I odleciał chyba zawstydzony.
Jeszcze liśćmi chciał zakryć rumieńce,
krzycząc z dala głosem mojej żony.
Ściągaj z głowy pacanie te wieńce!
W tym momencie szlag trafił mą muzę.
Nawet słońce nie chciało mi świecić,
a Ta krzyczy- no słyszysz, co mówię?!
Załóż gacie i idź, wynieś śmieci!
Komentarze (27)
humor przedni... chociaż nie wszystkie takie są
żony... lepiej prosić niż krzyczeć :)
Bolesne zderzenie romantyzmu z realizmem, podczas gdy
jedno jeszcze mówi poezją, drugie już zaczęło prozą,
w zabawny sposób ukazałeś to w wierszu, podoba się
bardzo,
z uśmiechem, pozdrawiam serdecznie.
Trzeba było wynieść z wieńcami
:)))
Podoba sie twoje poczucie humoru
I Wena :)
Usmiech zostawiam Alanie w koronie:)
Ładny wiersz. Początek wprowadza czytelnika w
rozmarzenie a w końcowej fazie rozbawia:)
Super przekaz:)
Pozdrawiam
Marek
Orany! Z tym wieńcem.
Super z humorem- to lubię, to takie Twoje
charakterystyczne.
A gdzieś Się to podziewał, jak Cię nie było?
Fajnie że jesteś.
świetny! Ech te żony.
Puenta życiem dyktowana i nie zawsze przestrzegana.
Podoba mi się wiersz ale tytuł trochę przekombinowany,
bo bez litery Ż w nawiasie czyta się jako rozmarony? a
łącznie wychodzi - rozmarżony? a takich słów w polskim
języku nie ma :(
Ciepło pozdrawiam :)
Te żony nie pozwalają nam pomarzyć. Każą nam się przez
cały dzień zajmować sprawami domowymi, a wieczorem
mają przeważnie migrenę. ;)
Z przyjemnością przeczytałem. :)
Fajny powrót do rzeczywistości...Pozdrawiam serdecznie
:)
Super i na wesoło. Czasem trzeba zejść na ziemię :))
Pozdrawiam serdecznie :)
Żony potrafią sprowadzać z obłoków na ziemię:) Miłej
niedzieli Alanie:)