Rzecz o Allenie Ginsbergu
wszedł do audytorium
cisza
prawie niewidoczne
skinienie głowy
usiadł i milczał
a oni czekali
zerknął za to wielkie
okno
zatrzymał wzrok
na liściu który
targany wiatrem
trwał w dzikim
tańcu
raz na zimnym
chodniku
raz w kałuży
z której silny podmuch
pognał go gdzieś
odprowadził go wzrokiem
aż do rogu uczelni
oni obserwowali z nim
zeschniętego liścia
w końcu spytał
wiecie gdzie pognał
ten zeschnięty
liść
cisza
nikt nie odważył się
odpowiedzieć na pytanie
siedzieli wpatrzeni
zasłuchani w brzmienie
jego głosu
ktoś na górze poruszył się
skrzypienie ławki takie ciche
i odległe
bez emocji
on spoglądał
na tych co mieli być
po nim
mieli.....
jego włosy cudownie
przyprószone srebrnym
pyłem
oczy skryte za okularami
lekko podkrążone
świat ewoluował
a on nie ulegał
transformacjom
był jak jeden z tych
IRON HORSE
milczał razem z nimi
urzeczony spokojem
chyba szybował wśród
chmur
nagle wstał i nieznacznym
skinieniem głowy
pożegnał się z nimi
i bezszelestnie
wyszedł
właśnie ruszył
w kolejną podróż
do wnętrza swojej
pięknej duszy
skromny
i z wciąż widocznym
na twarzy
szelmowskim
uśmiechem
Komentarze (6)
Dzięki Za wszystkie ciepłe słowa. A dlaczego Ginsberg
?
Po prostu dlatego....
Wiersz fajny, pięknie namalowana scena "odejścia".
Sorki, że zapytam : dlaczego akurat ten facet?
Pozdrawiam!
w tym wierszu jest pokazana siła woli człowieka ,który
przyciągał jak magnes a audytorium bało się odezwać
Pozdrawiam serdecznie:)
Ładnie napisane. W niektórych ludziach jest coś
takiego, że przyciągają do siebie. Jakiś magnetyzm. :)
to była sama przyjemność duży plus zostawiam:)
kolejny Twój dobry, bardzo dobry...
trochę źle mi się czyta ten zapis słupkowy:)
pozdrawiam