Sanki
Chciałam się w weekend wybrać na sanki,
pomysł po głowie przez trzy dni chodził.
Kusił srebrzystych sopli firanką,
skrzypieniem mrozu słuch mój uwodził.
Lecz najpierw trzeba sprzęt skombinować,
sanki, śniegowce i stare spodnie.
Wygląd nieważny dziś chcę szusować,
istotne tylko, aby wygodnie.
Już obdzwoniłam sześć koleżanek,
siostra pożyczy mi ocieplacze,
ale niestety nikt nie ma sanek,
może w Carrefourze jeszcze wypatrzę.
Wsiadam więc w tramwaj, do sklepu jadę,
jest tuż przy rondzie, droga więc krótka.
Są sanki - biorę, na ladę kładę,
a tu w portfelu widnieje pustka.
Kasjerka zerka zeźlonym wzrokiem,
za mną kolejka lekko wkurzona,
cofnąć się nie da, chociażby bokiem,
szczęściem w torebkę karta wtulona.
Do domu wracam lekka jak pianka,
zmieniam ubranie, wieczór się zbliża.
Włażę na górkę, zjeżdżam na sankach,
i wstać nie mogę, złapał ból krzyża.
Widzę tuż obok facet marzenie,
nawet wygląda mi na osiłka,
chyba pomoże, wesprze ramieniem,
dom niedaleko zaledwie milka.
Wziął wnet w ramiona zaniósł do łóżka,
potem kolacja przy blasku świecy,
przy piersi tulił, miękła poduszka,
i tym sposobem z miejsca wyleczył.
Komentarze (7)
Tak,gdy sie trudno zaczyna dobrze sie zazwyczaj
kończy-pozdrawiam!
Miło uśmiechnąć się do tej pogodnej historii :)
Przyjemny w odbiorze. Dobrze się czyta a co
najważniejsze dobrze się kończy. Pozdrawiam:)
;-)))))))))))) ależ cudownie się skończyła ta przygoda
na sankach :-) chyba też sobie kupię ;-) super
napisane, czyta się wspaniale :-)
Genialny wiersz! Swietnie sie czytalo, chociaz wybilo
mnie z nastroju i rytmu wyrazenie "wkurzona"
:))) Swietny wiersz! Bardzo plynnie sie czyta...:)
Wspaniała przygoda i super wiersz!!! :)