SCHIZOFRENICZNI
w nieświadomą zatopieni obojętność
niewidziani spod źrenicy w dal patrzący
nieobecni uśmiechnięci delikatni
jakby dotyk z łask iluzji miał wybudzić
nie uciekaj od promienia w mrok gęstwiny
nie on spala radość duszy w popiół siwy
w dno muliste wir pociąga biedną z krzykiem
rozpaczliwym... ta wylękła aż krzyk
milczy
łapią oddech uciekając w szklane klatki
dalej lądu – tkwi w pamięci cieniem
wiązu
wciąż realnym istniejącym za
krawędzią...
szkoda skrzydeł dojdziesz pieszo, z
połamanym
w tłum wtopieni połączeni jednym niebem
(patrzy z góry głowy tęczą
rozświetlając)
tacy sami a tak inni – czy
zgłębimy?
świat prawdziwszy nasz, czy ich astralny
/06.07.2008/
Komentarze (19)
Wiersz z głębią, refleksyjny, o żyjących pośród nas,
może i o nas. Inność to pojęcie względne. Nie
odpowiadasz, nie oceniasz, tylko pytasz... Zbyt mało
takich wierszy. Pozdr.
Mądre, poruszające słowa. Tych skrzydeł połamanych na
co dzień nie zobaczysz, ileż tkwi w nich tragedii,
rozmyślań i rozpaczy...
poważny, mądry wiersz. Gratuluję
Poruszasz trudny temat. Na końcu pytanie o dwa światy,
przenikające się, równoległe. Mądry, mocny wiersz, o
tolerancji i zagubieniu. Pozdrawiam.