Ścierwo
Mówiła mi często, że cierpi tak wiernie,
A nikt jej nie widzi, bo człowiek to
ciernie.
Patrzała przez okno, lubiła przyrodę,
Pamiętem gdy kiedyś wzięła mnie nad
wodę,
Stała nieruchomo i się uśmiechała,
A ja widziałem wtedy, że jest taka mała,
Że wzrost ma niewielki lecz duszę
artysty,
Że kocha zwierzęta i cierpi jak wszyscy.
Lecz kiedyś przechodząc słyszałem
płakanie,
To ona w objęciach trzymała ubranie,
Tak stała jak anioł tak biały, jak czarny
I wtedy ujrzałem, że człowiek jest
marny.
Zaćpała gdy w bramie spotkała dealera,
Już nigdy nie była szczęśliwa i szczera.
Sześć razy wieszała sześć stryczków na
szyi,
Za każdym razem ją z nich uwolnili
Tak bardzo cierpiała, kochała muzykę,
Lecz nigdy nie miała nikogo choć chwilę.
Patrzyła do lustra, widziała potwora,
Już nawet wówczas gdy była tak chora.
Nieduża, cierpiąca, boląca wyniosłość,
Jej jedyną siostrą bywała samotność
Pamiętam gdy w rowie ją kiedyś znaleźli,
Tak blada i marna ze strzykawką w
pięści,
Jej oczy spokojne z łzą gdzieś tam w
kąciku,
Iskrzyły z oddali jak świeczka w
świeczniku.
Pogrzebu nie pamiętam,
Był skromny i czarny
Ludzie obojętni,
A ksiądz był tak marny
Czy śmierć ta pomogła?
Czy ktoś ją pamięta?
Być może ja troszkę i jakieś dziewczęta.
Lecz kim ona była?
Artystką?
Talentem?
Być może, lecz dla innych była tylko
ścierwem.
dla wszystkich którzy cierpią tak jak ona...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.