W skorupie
odbija się lustrem i tygiel rzyga
z brzegów, wychodzi ciemność i krok
stawia, zlatuje schodem krwi błękitnej
dziedzic, złapcie póki w ramach ludzkich
siła, a zrodzona z matki
i oczy też żywe, trochę wiekiem biegnie,
śladem ktoś wilgoci, oblepiony
a w deszczu nieprzebrana nagość, bo
radary pulsują, przekornie z tętnicą
jak para kochanków na przegubach
rzemiennych,
spleciona skroń i powrozy zważone,
dokładnie teraz policz, dam schwytać
kilogram, bo powietrze jeszcze cięższe
i dołożą, aż szala brew podniesie,
szelmowsko
mówiąc pass, pod brwi przyjazną
strzechą,
władca z berłem jak posąg, spiż gorejący
rozkaz, kilka marnych liter
"..circle of fear.."
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.