Ślepota pochłonęła tę ulicę
Ślepota pochłonęła tę ulicę
grą w nie rozprostowane kości
zalewając powodzią soków trawiennych
stół z miedzianymi żetonami.
Turyści z góry odgórnie nie mają
pieniędzy.
Pomarszczyła bruk ulicy który popękał
od nacisku przewartościowanych przeżyć
wyłowionych z głębi wód potrzasku
i wpatrzonego w karty wzroku gekona
który pożycza bez żyrantów.
Biegniemy w inną przestrzeń.
Nieosiągalni dla dłoni stróża światła.
Jak torbę zakupów - wiatr nas niesie
w rękach. Codzienność jak szuler
spekuluje walutą. Wciąga w zakazaną
kontrabandę.
Egzorcyzmami przepędzamy wrogie wyrazy
znak krzyża już na początku nie
wystarcza.
Zmysł nie gotowy. Waha się i ociąga
by iść za ociemniałym stukotem
wewnętrznym.
I zdeżyć się czołowo z murami Babilonu.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.