słońce
śmierci niechybnej dotykam
i dźwięczy jak kryształ milczenie
zmięte listy ciężkie od rosy kwitną wśród
trawy
przedwcześnie jak wosk zastyga słońce
i dymem czasu koi gdy zasypiam
samotność
kłujące przenikliwie złociste noże
ćwiartują codzienne życie
rozpadam się mijasz
czekam na deszcz oczyszczenia
nie nadchodzi to co bez znaczenia
czułość wciąż jeszcze budzi
kwitnę zasuszony
bez śladu
i doskonale.
autor
marti@wiersze
Dodano: 2007-04-23 13:59:15
Ten wiersz przeczytano 490 razy
Oddanych głosów: 4
Aby zagłosować zaloguj się w serwisie
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.