słowostok
runy runęły na głowę
deszczem meteorytów
pióra martwych wróbli
które wczoraj
na jej poddaszu
karmniki odetchnęły
teraz mają urlop
kiedyś myślałem że
pod łóżkiem chowa skrzydła
jako mój Stróż
najważniejszą w życiu każdego
anioła jest chwila
gdy Pan mówi mu
zgiń
umierają pięknie
pewnego dnia ustaje
rytm kroków przed drzwiami
melodia oddechów popada
w linię izoelektryczną
nie odczytam resztek przepowiedni
tarot zsunął się do tartaru
łamię głowę
resztę kości też
i ciągle nie wiem
jestem jak dzieciak któremu
zabrano lizaka i wciskają
rutynowe kondolencje
pospolita trumna śpiewy
i gesty grzebiących
za pieniądze
życie jej jedyne
a koniec banalny
że aż serce boli
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.