Spacer ze śmiercią
Spacer... czy taki zwykły?
Od istnienia, do śmierci...
Światła uliczne zamilkły,
Dusza gdzieś się kręci...
Postać odziana w czerń,
W noc zamienia dzień...
Spokojnie trwasz w powątpiewaniu,
Całymi dniami myślisz o spotkaniu,
Twe całe serce łomocze jak oszalałe,
Któż powiedział, że nie jest stałe?!
Czekasz na wybrankę pod parasolem,
W strugach deszczu z pełnym tobołem,
Spójrz w niebo, tam gwiazdy skaczą,
Lecz dlaczego akurat w ten dzień
płaczą?!
Już długo nie przychodzi twa wybranka,
Nie myśl, że znalazła sobie innego
kochanka,
Po prostu się spóźnia, coś jej wypadło,
Może leży w łóżku, ma chore gardło?!
Ktoś idzie, nie widzisz wyraźnie,
Przykry widok, jak kogoś leją strasznie!
Może by pomóc człowiekowi?
Jak maltretują, łamią mu nogi!
Cóż się stanie jak podejdziesz?
Może poczekasz, jeszcze oberwiesz,
Lub krwią poplamisz nowe ciuchy,
Przecież nasz żywot jest tak kruchy...
Wreszcie uciekli, znudziło się katowanie,
A ty wciąż czekasz na swoje spotkanie...
W końcu podąża ku tobie piękna dama,
Aż dziw, że do tej pory była całkiem
sama...
Ach, jak jej wdzięk potrafi uwieść
mężczyznę,
Choć na twarzy ma wielką bliznę?!
Jej czar kazał ci czekać w tej ulewie,
Choć nie wiedziałeś, że ona czeka na ciebie
w niebie...
Cieszysz się ze spotkania z wybranką,
Choć ona leży z pękniętą czaszką!
Ostatnie chwile spędzone z aniołem,
Wydarte z wyobraźni pod czarnym
parasolem...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.