Spektakl...
Na podium wstępuje przed publikę,
Niecierpliwie przedstawienia żądną
Aktor przyodziany w jaskrawą tunikę
Pod kapturem skrywa twarz pogodną.
Pięść wsparta na trzonku drewnianym
Sprawiedliwość mocno palcami ściska,
Pod którą, na pieniek podłoży skazany
Swą głowę – główną atrakcję
widowiska.
Wtem herold chwyta kopiał z wyrokiem
Chrapliwym głosem karę wykrzykuje
I unoszą się ramiona kata za wzrokiem
W którym chłód ostrza już pobłyskuje.
Napina mięśnie dzierżąc ciężkie brzemię
Wysoko w górze, daleko nad sumieniem
Przez moment rzuca krótkie spojrzenie
I przecina ciszę gwałtownym uderzeniem.
Choć to koniec, widownia z emocji
szaleje,
Oto, czego czekał ten tłum krwi
złakniony.
A oprawca topór obmywa, powszednieje
I stęskniony bieży do swojej córki i
żony.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.