Szpital
Sala biała,łóżek rząd podwójny,
wokół senna cisza się unosi,
tylko oczy zmęczone,lecz czujne
śledzą lekarza jaką wieść przynosi.
Jak biały gołąb siostra przefrunie przez
salę
tu zastrzyk,tam uśmiech zostawi,
czasem czyjś jęk gdzieś przyleci z dali
tak smutny i żałosny że łza w gardle
dławi.
Na parapecie okna przysiadł ptaszek
mały,
przekornie kręci łebkiem,dziobkiem w szybę
puka
Przez chwilę przemknie uśmiech na twarzy
zbolałej
i znow cisza,że słychać jak ci serce
stuka.
Przez małą chwilę cisza została
przerwana
przez siostrę w bieli ze strzykawką w
reku
i znów jadna osoba została zabrana
do sali operacyjnej z nadzieją na
poprawę.
ale pełna lęku.
Głowa senna,wokół skupione twarze.
Już się rorpływają,a na białym płótnie,
jak czerwone róże plamy krwi gęsto
zakwitają.
I znów sala biała i dokoła cisza.
zwolna wracam do świata który gdzieś
zgubiłam
Już widać ptaszka co za oknem przysiadł,
wiem że wróciłam,bo daleko byłam.
Komentarze (4)
Smutno mi...Przypomniał moje chwile...Pozdrawiam.
bardzo ladnie,choc smutno..pozdrawiam serdecznie.
Bardzo łdny wiersz. Szitalna sala pstrzegana oczami
pacjenta.
Szpital zawsze jest zagadką, wroci, nie wroci , do
zdrowia.Pozdrawiam ciepło.
Bardzo smutny wiersz... szpital źle się kojarzy,
przynajmniej ja też takie mam wspomnienia...
Odczytaj dokładnie jeszcze raz wiersz i proszę popraw
literówki.