Tęczowe koniki
Cichutko na palcach;
skradam się pośród snów.
Przestrzeń i cienie,
jednak coś się dzieje.
Płynę czy stoję ?
Po prostu jestem.
Latam po kątach snu.
Nagle szarpią się myśli.
Umykają i przesuwają się,
jak kadr filmów.
Tak - życie też jest filmem,
ale czy sny nie?
Idę uliczkami-
są wąskie - złocisto jasne.
Widzę kościoły strzeliste,
jest ich dużo , aż za dużo.
Porażają złotym kolorem.
Rażą słonecznym blaskiem.
Nigdzie nie ma ludzi.
Jestem w potężnej sali-
do połowy zagruzowanej.
Pojawił się orszak mały,
ale bogato przyozdobiony.
Słyszę – to Kazimierz Wielki.
Trzyma polską chorągiew.
Obraz się rozmył.
Zobaczyłam mnóstwo koników.
Chowały się za kamieniami.
Były różnej wielkości,
jak kuce i małe jak pięść.
Piękne barwione tęczą.
Widać mur, jakby granica.
Pas cudownie soczystej zieleni.
Ujrzałam rzeczywistość.
Szłam pod górkę.
Piasek złoty pośród ruin.
Weszłam na powalony mur.
Zobaczyłam zieleń,
była za murem.
Przeskoczyłam, wylądowałam na trawie.
Poszłam do ludzi ,
bo za zielenią było miasto.
Dzisiejsze miasto.
Sen zniknął; rzeczywistość pozostała.
Komentarze (9)
z wyobraźnią uwielbiam takie wiersze
Jesli to byl sen to byl piekny wiersz milo sie czyta
pozdrawiam dziekuje za komentarz Mario Magdaleno
:-)
To był właśnie taki sen, nie wyobraźnia.
Całkiem znośny sen, choć zapis szczególnie na początku
szwankuje pod kątem zastosowanej interpunkcji.
Ciekawie :)) pozdrawiam
kościoły w Europie świecą pustkami, pozdrawiam
Bardzo ciekawy przekaz,
a i wyobraźni w nim nie brakuję,
pozdrawiam z uśmiechem:)
Rzeczywistość bywa czasami bardzo smutna.
Pozdrawiam Mario:-)