Tęsknotą błagałem o powrót do domu
Tęsknotą błagałem o powrót do domu
Szarość wokół, jesienny pusty stół
Niepewność jutra w sercu ciągły ból
Puste półki sklepowe, octu butelki
Kolejki, kolejki po towar wszelki
Podróż służbowa, Okęcie via Frankfurt
Lot długi jak doba, świat widziany od
nowa
Na płycie lotniska inna jutrzenka
poranna
Powitanie, zapach wschodu, gościnność
triumfalna
Nowy ląd znałem z bajkowych opowieści
Namacalnie ?nowość w głowie się nie
mieści
Przepych i bieda jak w walcu się obraca
Każdy skrawek nowym zdziwieniem otacza
Praca w luksusowym biurze, szklanych sal
Radość tworzenia, odczuwam jak by to był
bal
Jestem oczarowany wszystkim, luksusem i
biedą
Tęsknie za domem, zapominam o occie za
szybą
Udany rozruch instalacji którą
zaprojektowałem
Wszystko udane czas wracać, święta za
pasem
W domu nowy potomek ma się zjawić
Wrócę do kolejek, w przepychu przestanę się
pławić
W hotelowej jadalni oczy zwrócone tylko na
mnie
Podchodzi ktoś nieśmiało, ubrany
wytwornie
Uśmiecha się niepewnie i do mnie mówi o
wojnie
In Poland, martial law, In Poland, martial
law
W głowie mętlik, sam na odległym krańcu
świata
Faksy nie działają, na ekranie w hotelu
twarz generała
Czołgi, wojsko, strzelanina, tłumy na
ulicach
Moje dziecko ma się urodzić, serce mi w
gardle ściska
Mijają dni niepewności, nie mogę odlecieć
do kraju
Godzinami wydeptuję ścieżkę długiego na
kilometr mostu
Spoglądam w nurt rzeki Hoogli, w nim barwy
nieba
We mnie ból, tęsknota, wypełniona żalem.
domu mi potrzeba
Upływają dni w śród obcych, inne godziny
mają zegary
Nie zwiedzam zabytków, nasłuchuje wieści
bez miary
Nie zasypiam, tęsknię jak dziecko, w oczach
bez snu, piach
W alienacji widzę dom, rodzinę, żona z
dzieckiem w drzwiach
Wigilia ?dzień wyjątkowy do dziś w smutnych
wspomnieniach
Szósta wieczór w domu ?pewnie biała zima
Stoję na moście, w domu łamanie opłatkiem
Ból w sercu, łzy na policzkach
ukradkiem
W kraju już wiosna w przyrodzie, słońce
uchyla zasłony
Wracam z tułaczki , zostawiam zapach ten
niewidzialny
Będzie Europa, moje miasto, usłyszę nasze
dzwony
Serce radośnie skowycze, z tęsknoty
uwolnione
Stoję z paszportem w milczącym szeregu
Słyszę język ojczysty, jaki on piękny
soczysty
Czy wróciłem do tego samego kraju
Jestem szczęśliwy, to stan oczywisty
Wiem, co żałość, strach w tęsknocie i co
będzie
Nie było z domem rozmów,* cisza eteru ja w
nim
Zapominam o duchowej tragedii, zapis w
legendzie
Zamknięty rozdział życia, wolno rozpływa
się w dym
Autor: slonzok
** nieznane były jeszcze tel. komórkowe
wyjazd służbowy ? Zjednoczenie
??Electrim?
Komentarze (5)
Kawałek historii opisanej z łezką w oku. Tęsknota,
święta poza domem to najgorsze co mogło Ci się
przytrafić. Na nic luksus gdy rodzina daleko a serce w
rozpaczy. Potrafisz wspominać jak nikt .
witaj Bolesławie, Twój jakże przekonywujący,
prawdziwy wiersz, czyta się z zapartym tchem.
Rozumiem Ciebie doskonale, oby takie czasy w naszej
historii nie powtórzyły się.
Pozdrawiam serdecznie.
slonzoku, jestem pod ogromnym wrażeniem Twojej
wspomnieniowej relacji, wspaniała opowieść
W jak piękne miejsca by nas los nie rzucił zawsze
tęsknimy za stronami rodzinnymi. Pozdrawiam
Witaj,,ze wzruszeniem czytałam ile przeżyć ile
niepewności i tęsknoty,uczuć ,kochasz poeto i jak
Ciebie nie wielbić za tak czułe serce,,pozdrawiam
słonecznie++++++++