Testament
Znowuż zaczynam próżne wołanie
do gwiazdy co płonie wznoszę testament
ostatni markot mój z ziemi do Ciebie
W pogodny jesienny dzień,
gdzie wiatr wieje i księżyc nie ustaje
W gwiezdnej polanie z gwiazd,
przechodząc myślą w zobojętnianie
Stanę pośrodku traw, by mieć marzenie,
jedno wzniesione powyżej najwyższego
źdźbła
I próżne życie, długie czekanie w
niezaznaczony nikomu kres
Płonącą nadzieję wzniosę w dzbanie
chyląc się czołem z twarzą zalęknionych
łez
Ostatnim rytmem nieopodal ziemi tysiącom
iskier lepionym z mgieł
Stanę i mówić zacznę rozdartej wpół skale o
łzach zgubionych,
gdzieś w Kanaanie i tej modlitwie
przemienionej w deszcz.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.