To jeszcze nie koniec...
+Pomimo tylu życzliwych i kochanych ludzi...+
Nie potrafię duszy swej
do światła rozkołysać.
Nie umiem…
Nie umiem żalów
Z siebie się wyzbyć.
Przeskoczyć tej mgły
Odosobnienia
Werterem w sobie.
Pogardzając czasem sobą
Pokątnie…
Troską…bez cienia
Wynaturzonym orgazmem.
Wynurzony duszą z ciała…
Błagam Boga…
Parawanem zasłonięty
Wąsatego sumienia.
Jak grzyb po deszczu rosnąc,
Na ścięcie przy ściółce
Innym we smak tylko…
Czy podpowie ktoś??
Czy ktoś poda antidotum,
I rozpuści we mnie,
Na powieki da…Na otwarcie ich??
Mam nadzieje że to sen !!
Zły…w tym dobrym…sen
Lecz budząc co dzień się
Śnię…nie wiedząc
Że to jawa w głowie mej…
+...i tak wciąż, w każdy dzień...umieram na nowo+
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.