Trzy dni i dwie noce
Myślę czasem o wieczorze w parku
Kiedy w płucach zbędny był tlen
Przytulał ciszy dźwięk czarów
Na jawie a jednak we śnie.
Niby byłam, dłonią dotykałam
Chciałam zabrać i uwierzyć
Co sił myśli swe tuliłam
By nie wracać, nie zapeszyć.
Policzyłam wszystkie gwiazdy
Każdej wzięłam obietnice
Mój szlak zawsze będzie jasny
A poranki nigdy mgliste.
Przy jeziorze zatrzymałam
Kroki swoje i tak wolne
Biel łabędzia podziwiałam
Płynącego w srebrnym kole.
Zgasło wszystko wczesnym świtem
Na pobocze gdzieś zepchnięte
Zapomniałeś obietnice
Wysyłane w samo serce.
...dawno, dawno temu...
Komentarze (7)
Piekne,ale mimo wszystko warto miec wspomnienia
szkoda takiej romantycznej miłości...
Ładny, nieco nostalgiczny wiersz, w przyjemnym ciepłym
klimacie... i tylko szkoda że kończy się tak smutno...
"Kiedy w płucach zbędny był tlen"... podoba mi się to
szalenie :):):) pozdrawiam
"Mój szlak zawsze będzie jasny
A poranki nigdy mgliste" bardzo romantycznie i
nostalgicznie... cóż i tak bywa...
Dawno ale prawdziwie! Pozdrawiam!
Podoba mi się ;)