tylko pola i trochę deszczu
Zoja ma puste ręce i pełno nieswoich
słów
powtarza siebie każdym przebudzeniem
i nie wie czy nie nudzi tym drzew
zaokiennych spowiedników
(odpusty potwierdzone szelestem
dojrzeją złotą jesienią)
często zmęczona
przelewa się przez oparcie krzesła
włosy wsiąkają wtedy w podłogę
długie palce pianistki którą nigdy nie
zostanie
czepiają się krawędzi
(cięcia przynoszą chwilowe otrzeźwienie)
nie maluje ust tylko oczy
czarną kredką podkreśla dwa jeziora
w których niejeden mógłby się utopić
gdyby zechciała odwrócić wzrok od liter
ta literatka bezdzietna
kilka niedonoszonych wierszy
popiskuje po kątach
i ani ich utulić ani dopisać do końca
zwłaszcza że coraz trudniej wydychać jej
mrok
gdy płuca są już tylko mleczno-białą
plamą
z rentgenowskiego zdjęcia
Komentarze (20)
Pięknie napisane. Ale taki los człowieczy. Pozdrawiam
serdecznie
Aż trudno skomentować, ale ślicznie napisane. :)
Za Valanthil.
Pozdrawiam.
Podoba się...
Pozdrawiam cieplutko...
Liryczne cudeńko.