za oddechem beznadziejność...
dedykacja...hm...bez dedykacji
Obudzona pierwszym promieniem wschodzącego
słońca,
otworzyłam oczy umazane jeszcze we
wczorajszym tuszu.
Łza mniejsza niż wczoraj pociekła cienką
linią po policzku
aż do szyi dochodząc.
Krótka chwila zastanowienia, nastąpiła
cisza myśli,
zagubienie w przestrzeni,
niemożliwość wykonania ruchów
zamarłam w poczuciu przygniatania.
I dłoń niespodziwanie okna sięgnęła,
otworzyła przypływ świeżości ranka.
Uderzona w twarz powietrzem,
wykonałam oddech
i znów dzień beznadziejnością
został napoczęty.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.