Udręczenie
na kanwie dawnych opowieści ludowych
Biegła zwidna mara nocą przez wieś,
rozczochranym tapirem powiewał wiatr.
Ogień zemsty wariował w nagiej piersi,
listopadowe mary zmory w ludzkich snach.
Wlazła o północy do stajni ciemnej,
pozaplatała koniom grzywy w warkocze.
Gospodarz rano zląkł się mocy tajemnej,
wystraszony uciekł do chałupy w pocie.
We śnie dziewczę trucizną usilnie poiła,
wszelakie praktyki magiczne wyczyniała,
białolica rano straszliwie umęczona
była,
obrzęknięte ciało krwią naznaczona
szyja.
Sen męczarnią ludzi był listopadową
nocą,
duchy diabły zmory po świecie latały.
Oczy patrzeć nie chciały jak się
szamocą,
złe dusze za grzechy pokutę odprawiały.
W zaświatach tak i na ziemi grzesznikom,
anielskiego raju dotknąć jest potrzeba.
Kto strachu i udręczenia ciała nie
zaliczy,
tego dusza - od razu nie idzie do nieba!
Komentarze (21)
Oj ładnie, lubię fantastykę dobrze przekazaną
wierszem, Tobie się udało Teresko. Pozdrawiam:-)
Ciemno i aż strach się bać. Ciekawie to wymyśliłaś i
zebrałaś w całość Teresko. Pozdrawiam :)
:)))
Piękna i mroczna baśń:) miłego dnia Teresko
ciarki przechodza super pozdrawiam
Aż ciarki mnie przeszły, dobrze że przed nocą tego nie
czytałam:) pozdrawiam