O umieraniu...
parę słów
Ja chciałbym umrzeć w niedzielę wieczór,
bez łez, bez słów, bez grzechów.
Gdy ciszę turni osnutą mgłami
pasterskie dzwonki poruszą łkaniem,
by moje ciało ostygło z bólu
i mi powieki zamknęli czule…
Ja chciałbym odejść cicho, bez echa,
bez złej pamięci i bez narzekań,
by Bóg mi podał siłę i spokój,
zabrał obawy, zgasił niepokój,
i dał mi wzlecieć nad górski bezkres
wolny od ludzi, wolny od
przekleństw…
Ja chciałbym zgasnąć jak gwiazda w
locie,
szybko, bezgłośnie, po prostu w drodze.
A szlak mój wiedziesz, cóż mówić, Boże,
nie zawsze prosto, nie zawsze
najgorzej…
Lecz się nie skarżę innym, bo przecież,
Ci inni swoje dźwigają brzemię…
Ja chciałbym usnąć patrząc na granie,
usłyszeć ciszę, nim świat zostawię.
Bo nie umiera się, by skończyć bycie,
lecz by inaczej rozegrać życie.
Śmierć jest niekiedy ostatnią kartą,
na którą życie postawić warto…
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.