Unisono
Wyszedłem z nocy, wyszarpałem się z jej
szponów… Przytłoczony do samej ziemi,
przygnieciony natłokiem mroku.
Przesłaniam dłonią
szczypiące oczy
jak ślepiec porażony po latach jaskrawym
słońcem.
Wyszedłem z labiryntu cienia, z pomroku
dziejów, z niemocy poruszeń…
Idę powoli otulony płaszczem
szumiącego wiatru.
Idę przed siebie, wkraczając w jasność
nieznaną.
Idę przed siebie,
za tobą w ślad.
*
W aureoli
światła
— bogini kwiatów.
Rosnąca w moich oczach i jeszcze
piękniejsza
z każdym momentem ukrytego spojrzenia.
Zamiatają ci drogę gałęzie płaczącej
wierzby, kiedy tak idziesz w rozwianej
szacie…
Idziesz. Idziemy, idąc raz jeszcze
w cień zagłębiając się skrzydlaty.
Muskasz palcami to, co twoje i moje.
I dajesz od siebie, do mnie…
I dalej, w następne pokolenie.
Coraz dalej w las, do woni igliwia, gdzie
cisza spada z wysoka.
Chwytam cię za rękę
lekko jak we śnie,
zabiegając ci podstępnie drogę.
Nie odwracasz wzroku,
nie patrzysz albo tylko udając niewidzenie.
Więc patrzę za nas, obrysowując palcami
twoje rozchylone usta.
Nie chcesz?
Spójrz
na
mnie.
Chodź.
Wejdź w unisono
wspólnego oddechu.
(Włodzimierz Zastawniak, 2023-08-06)
https://www.youtube.com/watch?v=caDO1uabmj4
Komentarze (4)
Pięknie!
Serdeczności przesyłam
Puenta miodzio. I takie wersy uwielbiam u Ciebie..
Ślicznie z serca i uczuciami pisane.
Pięknie. Miłego wieczoru:)