Urojenia...
Stoję na skraju
unicestwienia...
własna miłość mnie zabija,
miłość platoniczna...
bez odwzajemnienia.
Mówisz ,że to moje urojenia.
Wiem o jej nierealności
i wiem skąd we mnie tyle
złości...
może właśnie z tej bezradności.
Moje uczucia wiatr rozwiewa
słońce pomału wypala
serce rozpacz rozrywa.
Spada mojej miłości krzywa .
Choć w snach cię widzę...
To mgła narasta i narasta...
Budzę się i uciekam...
z miasta do miasta.
A ciebie wciąż niema ...
i pewnie nie będzie,
choćbym szukał wszędzie.
Bo to moje urojenia...
Nie do spełnienia...
marzenia...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.