VOLKODOV
urodził się na łące.na uboczu
kiedy powoli wstawał dzień
musiał. długo taił przed matką
ale jakoś to przeżył.przeżuł
kiedy spostrzegła miał już sześć lat
od świtu do nocy w dorzeczu cmentarzy
kopał złoto.cedził przez pończochy
ojciec z miłością bił po głowie.często
przykładał do piersi wykrywacz metali
z radością słuchał jak bije.rośnie
nadzieja że kiedys będzie jego.czuł
kiedyś mu go wyrwie.ostrożnie
opłucze w dorzeczu,wysuszy.wreszcie
zrobi sobie zęby
Komentarze (1)
Dobry wiersz. Pozdr.