Wakacyjny incydent
Witam Was kochani i serdecznie pozdrawiam,
życząc samych radosnych chwil. Dziękuję też
pięknie, za sympatyczne komentarze, które
jak zwykle doceniam. Dziś trochę prozy,
opartej na faktach:)
Kończyły się już wakacje, kiedy to rodzice
Ani zdecydowali, że za nim zacznie się rok
szkolny, może pojedzie jeszcze na kilka dni
do krewnych. Nie bardzo miała na to ochotę,
ale dla świętego spokoju, zgodziła się.
Był słoneczny i bezchmurny dzień, kiedy to
wujostwo zdecydowało się, na kilkudniowy
wypad na rodzinną wieś wujka. Wyruszyli
wszyscy dość wcześnie, żeby nie tracić
większości dnia na dojazd. Kiedy byli już
na miejscu, matka wujka a babcia kuzyna
Jurka, przywitała gości obiadem. Po
obiedzie jakiś deser, a potem czas wolny
dla każdego. Ania z kuzynem poszli do
ogrodu, pełnego zapachu cudownych letnich
owoców. Uwagę ich przykuł widok wspaniałych
i rumianych jabłek, które wyglądały tak
pięknie, jakby je ktoś namalował. Ania
wpadła na pomysł, żeby zerwać parę tych
jakże dorodnych owoców i schować na
później, ewentualnie zabrać, kiedy już będą
wracali do domu – miała to być, taka ich
mała tajemnica. Szukając miejsca na
schowek, znaleźli jakieś wielkie betonowe
rury, które ich zdaniem nadawały się na
bezpieczną kryjówkę. Kiedy jabłka były już
schowane, zaczął siąpić niewielki deszcz.
Nic innego im nie pozostało, jak wracać do
domu. Kiedy byli już blisko, dostrzegli
ciotkę Ani, która przechadzała się boso po
zroszonej przez deszcz trawie, a który to
właśnie przestał już padać. Jurek podszedł
do swojej mamy i ni stąd, ni zowąd,
opowiedział o incydencie z jabłkami. Ania
co prawda stała dość daleko, żeby usłyszeć
rozmowę kuzyna z ciocią, ale obserwując ich
gesty – domyśliła się, w czym rzecz. Była
zła na kuzyna, ale też i na ciocię, która z
kolei wszystko doniosła babce Jurka.
Atmosfera nie była sprzyjająca, a cała
rodzina patrzyła na Anię z takim wyrzutem,
jakby kogoś zabiła. Nikt nic nie mówił, ale
właśnie to było najgorsze. Kiedy zasiadali
już wszyscy do wczesnej kolacji, babcia
kuzyna poprosiła Anię do sieni i tam
wymierzyła jej zasłużoną karę. Wytargała ją
za uszy i przeciągnęła kilka razy powrozem,
po czym dodała, że te zerwane jabłka miały
konkretne przeznaczenie – miały dotrwać do
Wigilii. Dziewczyna była wręcz w szoku, nie
spodziewając się czegoś takiego. Spłakana
wróciła do pokoju (gdzie ulokowała
przyjezdnych babka) i poprosiła ciotkę, aby
wracali do domu. Ta zgodziła się wręcz z
łaską, wujek w ogóle nie odezwał się, a
Jurek głupio się uśmiechał. Mieli zostać
parę dni, a wrócili jeszcze tego samego
dnia wieczorem. Ania w nocy nie mogła spać
- męczyła ją gorączka, ale nikt o tym nie
wiedział. Następnego dnia rano przeprosiła
wszystkich i spakowała swoje rzeczy. Za
godzinę, już jej tam nie było. Siedziała w
pociągu do domu, gdzie czekała ją przeprawa
z rodzicami, na wiadomy temat. Obiecywała
sobie, że nie będzie się zwierzać z pobytu
u krewnych, ale w tej rodzinie nie sposób
było coś ukryć. Niby nie było jeszcze wtedy
komórek, ani też telefonu stacjonarnego
nikt nie posiadał, ale i tak zawsze,
wszystko wyszło na jaw.
Komentarze (14)
Oj, biedna dziewczyna. I pomyśleć, że rodzina daje
wsparcie. Ktoś myśli, że dobrze wychowuje, a on
rujnuje.
Isiuniu, piękne i bardzo wciągające opowiadanie.
Serdeczności posyłam.
Witaj
Twoja życiowa proza zatrzymuje
a rodzina - o to czasami wielka niewiadoma jak odbicie
w lustrze
serdeczności
To się porobiło.
Czasem z rodziną nawet na fotografi nie jest
bezpiecznie i twarzowo
Bdb proza Pozdrawiam Isiu serdecznie :)
Ładnie napisana, życiowa proza,
cóż ponoć kradzione nie tuczy, ale czy młodość bywa
bezgrzeszna?
Swoją drogą nie lubię kapusiów.
miłego dnia Irenko życzę :)
Piękna proza
a rodzina
piekło przypomina
Pozdrawiam Isiu wraz z małżonką
dobra proza
Co rodzina to nowina :) To nie babcia a kat bez
sumienia, pewnie za młodu sama była bita i stąd u niej
taka reakcja. Czy to była zasłużona kara? Nie mnie
oceniać, bo nie byłam świadkiem nieludzkiego
zachowania, ale chętnie sama wytargałabym babce uszy
do czerwoności :(
Miłego popołudnia, Isiu :)
ale rodzinka... ładnie prozą opisane
pozdrawiam Irenko :)
Nobliwe rodzinne historię, które brzydzą,
bo nic, oprócz własnego podwórka, nie widzą.
Piękne opowiadanie. I takie rodzinki się zdarzają.
Pozdrawiam. Miłego dnia...
Ps. Masz za dużo czasu. Takie długie opowiadania chce
Ci się pisać? Mnie nigdy na to nie było by stać.
Podziwiam...
Pięknie prozą, a w życiu i tak bywa!
Pozdrawiam!
ciekawy wiersz pozdrawiam
nie zazdroszczę takiej rodzinki!