WCIĄŻ SZUKAM SŁÓW...
Wciąż szukam słów, a znajduję tylko łzy...
Wciąż szukam słów, by moja dusza przemówiła
Tak czystych niczym śmiech dziecka
radosny
Lecz jakaś straszna niemoc dar mowy
spowiła
Gdzieś w szponach lodu przebudzenie
wiosny
Gdy słońce już gasło wśród ciszy, wśród
łez
Raz ostatni mogłam się spojrzeć na
twarze
Nim ziemia przysypała – nadszedł już
kres
Waszej jakże krótkiej wędrówki w dnia
żarze…
Łzy matki zrosiły ostatnią swego syna
drogę
Łzy matki zrosiły swej synowej welon
jedyny
A ja pragnę cofnąć czas, pragnę i nie
mogę…
I widzę tę nieukojoną rozpacz i ból
matczyny
Jak żyć mam z tym bólem, z tym poczuciem
winy
Że nie zdołałam wtedy zatrzymać u drzwi
progu
Jak patrzeć na słońce, gdy dnia blask
niemiły
Gdy już tylko zostaje oddać Wasze dusze
Bogu
Serce się bije niczym gołąb w klatce
uwięziony
I czeka aż usta wreszcie przemówią lub
zbledną
I pragnie głos usłyszeć jakże bliski
utęskniony
Powiedzieć Wam, że kocha a reszta jest
zbędna
Czy to ręka Boga przerwała żywota złotą
nić?
Czy ludzka zawiść lub złość temu jest
winna?
Jak iść do przodu, znowu ufać, kochać,
żyć?
Jeśli bez Was na zawsze już sama będę
inna…
Komentarze (1)
To piękny, wzruszający wiersz.