Wędrując
zaułkami westchnień,
zbieram zatrzymane kadry.
Pora nocna - ramion przestrzeń.
Jaśnieją na tle okien,
na pościel cień rzucając.
Podnosisz głowę - nie, nie wstajesz.
Już dziesięć po ust smaku.
Nic nie mów, w powietrzu gęściej -
wpół do rozkoszy - nie przytakuj.
Wiem co mam robić w tę godzinę -
piersi uniesionych ku mnie.
W skromności, a dumnie.
Śnisz jakby wszystko, choć nie śpisz.
Z mej bezradności nie drwisz.
Kwadrans do niezwykłej,
gdy kwiaty nocne słychać lepko -
rozpostarte ciepło.
Świt witamy w bezruchu.
Śpisz utulona tkliwością,
na puchu - ze zmęczenia,
choć ostatnie nocne dreszcze.
Dzień dobry na do widzenia.
Ja popatrzę jeszcze.
Komentarze (17)
Szczęśliwe chwile...i bezlitosne zegary :-(
Msz oryginalnie, miłością odliczany czas. Miłego
dnia:)