Wierzba rosochata i pastuszek
Od lat wielu w szczerym polu,
Stoi sama jedna.
Wichry szarpią ją za włosy,
Jest naprawdę biedna.
Nie pamięta nikt z żyjących,
Kto ją tu zasadził?
Czy sąsiedztwo jej zapewnić?
Nikt się nie poradził.
Łachman kurzu ją okrywa,
Gdy jest dzień upalny,
Kiedy z gwizdem nad nią lata,
Szalejący halny.
Zimą kryje szkielet czarny,
Łachman śnieżnobiały
W tym odzieniu musi przetrwać,
Groźnej zimy szkwały.
Lecz gdy minie sroga zima,
I słoneczko błyśnie,
Najwspanialszy sen o wiośnie,
Także jej się przyśni.
Wielką radość znów jej sprawi,
Ten biedny pastuszek,
Co z gałązki robiąc fletnię.
Włoży w nią swą duszę.
Na pastwisku tuż przy lesie,
Brzmi fletnia wierzbowa,
Dziwne drżenie ma w swym głosie,
Znak, że skargę chowa.
To pastuszek z jej pomocą,
Chce wykrzyczeć światu,
Że nikt nie chce mu dopomóc,
Jak złemu psubratu.
Wierzba smutne gnie gałęzie,
I liśćmi szeleści,
Bo choć głowę ma ogromną,
W niej się to nie mieści.
Teraz ją nie cieszy wiosna,
I zieleń na polach,
Tak głęboko ją wzruszyła
Pastusza niedola.
Komentarze (16)
Piękny wiersz i wrażliwa wierzba. Jeśli jeszcze dodasz
znana melodię: "Z popielnika...", pasującą do
czternastozgłoskowca wyjdzie przepiękna ballada...