Wspomnienie o ojcu żołnierzu
Rok 1920.
Przeuroczy młodzian, lat dwadzieścia jeden.
Kochany jedynak, z kręconą czupryną.
Poszedł, by wojować. Dołączyło siedem.
Ci, co odważniejsi, tam najszybciej
giną.
Pożegnał już ojca, zasmuconą matkę.
- Wracaj szybko synku, my chorzy.
Czekamy.
Mama chleb zawija w bawełnianą szmatkę.
Czy Jasio powróci? Jego los nie znany.
Dostał urlop. Wrócił, nie zastał już
mamy.
Utrata mateńki, to bolesna sprawa.
Nagle umarł ojciec, boleścią złamany.
Ojczyzna wciąż woła: walka o Warszawę!
Całe długie życie chwalił swego wodza.
Bardzo go uwielbiał i podziwiał czyny.
Wszystko zapamiętał i w wojskowej drodze
wspominał przeprawę, rzekę Berezynę.
Był uratowany /topił się z harmonią/.
- Jutro będzie lepsza, tak mu wódz
obiecał.
Dziś ważniejsza walka! - Mówił często o
niej.
Złotymi słowami do walki podniecał.
Czapki maciejówki, relikwią mu były,
z honorem zakładał, gdy szedł do
kościoła.
Zielone ubrania wolność wywróżyły.
Tych wojskowych wspomnień zapomnieć nie
zdołał.
```````````````````````````````````````````
Wielka bitwa polsko - bolszewicka
rozpoczęła się 14 maja 1920 r. nad Berezyną
/Białoruś/.
Walki wojsk Frontu Północno- Wschodniego
gen.Stanisława Szeptyckiego z wojskami
Frontu Zachodniego Michała Tuchaczewskiego
w okresie wojny polsko- bolszewickiej.
```````````````````````````````````````````
`
Wrócił na ojcowe gospodarstwo. Ożenił się.
Zbudował nowy dom i kupił harmonię. Ukochał
muzykę, grał na weselach, chrzcinach,
zaręczynach i wieczorami dla sąsiadów.
Pod osłoną nocy przychodzili do nas, by
słuchać pieśni religijnych, frontowych.
Pamiętam jak przed domem otrzepywali swoje
wielkie owcze czapy i buciska. Siadali,
gdzie się dało. Cichutko śpiewali.
Tato opowiadał o swoich przeżyciach w
bitwie polsko - bolszewickiej.
Znał i grał wiele piosenek frontowych.
Niemiec kazał zasłonić okna, gasić lampy.
Mama zapalała drzazgę w piecu chlebowym.
Ojciec tak cicho grał, że słychać było
tylko stukanie klawiszy. Po rozejściu się
sąsiadów mama wycierała podłogę po
roztopionym śniegu i kładła nas spać.
Pewnego dnia, zimą 44/45
weszło dwóch Niemców. Doskoczyli do ojca.
Uderzeniem w łopatkę powalili go na
podłogę. Jeden z Niemców wprost wył, drugi
mierzył
karabinem w głowę.
- Dla kogo grałeś, kto tu przychodzi, co to
za ludzie, nazwiska, ile ich tu było? Już
nie zagrasz! Harmonię rzucił na podłogę.
Miażdżył butem ojcowe palce.
- My tu jeszcze przyjdziemy!
Mama podniosła zbitego ojca i położyła do
łóżka. Płakaliśmy wszyscy.
- Już nie zagram żoneczko! Zobacz, co mi
zrobili.
Codziennie czekaliśmy na wyrok. Mieli nas
spalić. Ludzie mówili,że całą wieś spalą.
Mężczyźni ukrywali się. Ojciec ozdrowiał.
Uciekł ze starszymi dziećmi na dziesiątą
spokojniejszą wieś.
Leczył swoje palce, rękę. Kupił harmonię i
jeszcze potem grał.
Z żalem patrzyłam na jego" bułę" na łopatce
- pamiątkę po Niemcach.
Komentarze (31)
Kawał polskiej historii, w wierszu i przypisie pod
wierszem.
Przesyłam ukłony.