Zabawy kolorami
Nie słyszę nic.
Wokół głucho, ciemno
tylko pomarańczowo nagietkowy pył nadziei
spowija mnie szczelnie.
Muszę iść dalej,
w tą chabrowo-niebieską ciszę,
do ciebie wredna kostucho.
Choć wcale tego nie umiem.
Napis na kartce zawieszonej na sinym palcu
stopy pali mnie jak ogień.
Nikt w kostnicy się nie domyślił,
że będzie mi przeszkadzał.
Stąpam po niewidzialnym gruncie.
Wciąż naprzód i...
nagle spadam z zawrotną szybkością.
Dźwięki rozdzierają mi uszy.
Obrazy mgliście nie pokazują sensu.
Nie chcę się budzić z tego koszmaru
lecz czuję ból w klatce piersiowej.
Otwieram oczy.
Szpital. Kostnica. Potem jasna sala.
Czuję łzy spływające na bladozielone
policzki.
Nie wiem czy lecą z bólu,
czy smutku,
że mnie Stamtąd brutalnie zabrano.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.