Zabijasz
8 dobowy cykl stworzenia świata, związany z
niepokalanym poczęciem.
Coś z niczego, fascynacja. Prawdziwy cud.
Dzień 9 był dniem oddzielenia warstw. Góra
i dół.
Podobno coś pośrednio, wpajane do głów
małolatów.
Dorośli naprawdę w to wierzą.
Samobójcy trafiają do piekła, by cierpieć.
Język ognia.
Kara, za świadomą rezygnację z życia.
Stawiam moje życie problemowo, na wadze,
twarzą ku Mekce.
Bez wartości. Wypłakuję oczy, które
osłaniają jedynie kraty rzęs-mojej ślepoty.
Następnego dna zjadłam śniadanie.
Nieświadomie rosnę w siłę, niesprecyzowaną.
Przybywa mi duszy.
Roniąc łzy.
Tego wieczoru pieściłam moje blade ciało
delikatnym ostrzem noża.
Gaszę papierosy.
Cynamonowe perfumy, oplatające moją skórę.
Domowej roboty.
Zapach goździka wyparł opary bólu.
W tydzień straciłam pamięć, oraz dużo krwi.
Ubrałam się w czerwień i czerń, brudzące
moje białe niewinne sukienki.
Trafiłam na dół, umieszczona tam przez ręce
plastikowych kwiatów.
Kopuluję z robalami.
Przyjaciółka dżdżownica.
Cechuje was totalny brak zrozumienia.
Skończył się mój żywot.
W ten smutny sposób, zupełnie
nieoczekiwanie:
Po prawie 9 miesiącach, przez które miałaś
mnie w sobie.
Trując dzień po dniu.
Zgasiłaś moje zycie: papierosami.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.