Zimowa noc
gdy była jeszcze noc
poszedłem na spacer jako senna zmora
mijałem ludzi o poranku, zaspy śnieżne
ciemność napierała
świt też napierał ale słabiej niż mrok
może szukałem ciepła i światła
a może bieli śnieżnej zaspy
potem wróciłem do łóżka, do ciała
pamiętam klatkę
złapałem widok framugi drzwi
ja przez sen, czy ja ze snu
bo nie ja całkiem przebudzony
coraz rzadziej spaceruję jako zmora
straszyć czy gwałcić
w niepewności - sen czy jawa
a i tak ze skrupułami
to może wyszedłem jako coś innego, duch
co sprawdza pogodę na dziś
chce rozprostować kości
wszystko we śnie było jak potem na jawie
ja to inni, i ta ciemność, i ten sen
Sam i Inni, biel i mrok
a Rozmowy brak
Komentarze (8)
Dziękuję wam za przeczytanie. Smierc bo jednak takie
niepełne, jakiś stopień dotknięcia przez marzannę
Interesujący przekaz.
bardzo smutno mi się zrobiło po przeczytaniu Twojego
wiersz...pozdrawiam.
Świetny wiersz. Peel wyszedł z ciała jeszcze za życia?
Tak zrozumiałam za pierwszy razem choć tematyka
śmierć... Musiałam się zatrzymać.
Pozdrawiam serdecznie :)
Mnie się skojarzyło z lunatykowaniem... pozdrawiam :)
I znowu potężna porcja ekspresji która starczyłoby na
kilka wierszy coś w tym jest bo przeczytałem dwa razy
trochę zaskoczyła mnie tematyka Snierć. Czytając
myślałam raczej o duszach króre (podobno) potrafią za
życia opuszczać ciało i wędrować...
Piękny wiersz.
A wiesz Andrzej, czasem chciałabym się nie obudzić,
albo obudzić się potem.
Raczej już nigdy.