Zimowy spacer
Światło księżyca rozbłysłe
w puszystej kołderce śniegu
prowadzi me stopy miękko
przez uśpiony ciemnością świat
Idę… idę patrząc w horyzont
mając nadzieję na szczęście
na żar którego tak brak
na ciepły pocałunek nocy
Ile kroków zdołam zrobić ?
gdy zimny wiatr przeszywa
niepokojąco drżące ciało
chłonące mróz jak tafla lodu.
Gdzie jest kres mej wędrówki?
obiecano mi przecież szczęście
miłość tą jedyną, prawdziwą
taką do ostatniego tchnienia
Idę… wciąż jeszcze idę
choć nogi stały się ciężarem
odmawiają posłuszeństwa
jak dwa grube sople lodu
Usta przybrały spękaną barwę
dojrzałych w słońcu jagód
a na mej delikatnej twarzy
szron zrobił lśniący makijaż
Siły uchodzą w głęboką otchłań
z coraz cięższym oddechem
one dobrną do wybranego celu
ja odejdę w przeciwną stronę.
Komentarze (3)
pięknie piszesz- plusik
Miłość sama Cię znajdzie, mnie znalazła, a też kiedyś
tak czułam ;)
wędrujemy cięgle sami bo miłości wciąż szukamy
gdy znajdziemy może raz to już na nas przyjdzie
pewnie czas plus