Złodziej czasu
Złodziej czasu przychodzi nad ranem,
Bez ceregieli szturcha mnie kolanem.
Wykrada ostatnie cenne snu minuty,
Pałką wali w taraban tępe nuty.
Chowam swoje sny pod poduszką,
Schowałbym je nawet pod łóżko.
On stanął okrakiem na środku i grozi,
Swym oddechem w około powietrze mrozi.
Pod kołdrą na bok się jeszcze przekręcę,
Do uszu bezsilnie przykładam ręce.
Krzykiem wylewa na mnie słów potoki,
I patrzy otępiały, i złowrogi.
Resztkami sił stawiam zasieki,
Snów nie puszczam, zaciskam powieki.
Lecz on mnie dopada, wyciąga za ręce.
Każdego ranka przegrywam, "sny o potędze".
Komentarze (6)
Jednym budzik rankiem nie daje dłużej spać, a ja się
budzę sama o piątej, choć wcale nie muszę wstać... :)
Ola
Bogna krótko podsumowała:)ja też jestem za:)nie będę
się rozpisywać,wiersz o ciekawej treści z nutką
humorku:)pozdrawiam
Budzikom śmierć??? Pozdrawiam Bogna
Ciekawy sposób postrzegania koszmaru budzenia się i
konieczności wstawania... Zdecydowanie przyjemniejsze
jest zasypianie jednak :)
Brawo od początku do końca doskonały:)
jak wszystkie Twoje wiersze:))
Miłego dnia:)
....witaj...złodziej czasu... chciałbym go poznać
..może by mi zabrał trochę lat ...i oddał
przyjaciół.....spokojnej nocy