Żywot śmierci
Nie chcę w żywot się obrócić
Nie chcę nigdy się tak smucić
Myślą plącze, szukam nieba
Czuję zapach, choć go nie ma
Proszę Boże byś mi dał
Jedną szansę jak za dnia
Gdy narodzin przyszedł czas
By śmierci nie było w Nas
Kiedy Ewa jabłko zerwała
Na świat przyszła śmierć
Jeszcze bardzo zabłąkana
Wyglądała tak,
Że nikt się jej nie bał
Wiedział iż nie trafi
Nigdy do piekła
Gdy mała śmierć
Czuwała nad światem
Przez próg nie mógł przejść
Bóg zwany Chrystusem
Dobro odeszło
A z nim sprawiedliwość
Gdzie się podziała litość, prawda,
miłość
Gdy dorastała
Wiedziała już kim jest
I że jak najprędzej
Musi gdzieś uciec
Uciekła za lasy, góry, doliny
Chcąc jak najprędzej poczuć ulgę za winy
Śmierć żałowała wielokrotnie tego co
robi
Tego że zabija gdy zły czas nadchodzi
Tak postanowiła, że musi zginąć
Więc postanowiła znaleźć
Przyjaciółkę śmierć
Szukała wszędzie
Gdzie się tylko dało
Lecz gdy ona szukała
Coraz więcej ludzi umierało
Pewnego razu gdy była w wiosce Błogość
Znalazła dziwną istotę- była nią Miłość
Tak przegadały razem cały dzień i noc
Aż śmierć zapytała: czy zabijesz mnie
Miłość
Miłość na to, nie, nie mogę
Ale wiem co zrobić byś
Już nigdy nie musiała kogoś zabić
Lecz śmierć już wiedziała
Że tylko ona zabijała
Więc stanęła na skale i w dół
Z niej skoczyła
Śmierć umarła, a wraz z nią
Odeszła także Miłość
Bo by było coś dobrego
Musi najpierw być coś złego
Jeśli nie ma też nic złego
To nie może być dobrego
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.