31 paździetnika
"Jakże trudno na tym świecie człowiekowi zrozumieć drugiego człowieka."-Johann Wolfgang von Goethe
Zastanawiasz się, dlaczego piszę do ciebie
w wigilię dnia Wszystkich Świętych?
Dlaczego nie pisałem od tygodnia? W
ostatnim czasie działo się tak wiele, że
ostatnią rzeczą o jakiej myślałem było
pisanie listu do kogokolwiek. Chciałbym ci
podziękować za te wszystkie poematy
Mickiewicza, które mi tak ochoczo
wysyłałeś. Bardzo mi pomogły w uregulowaniu
mojego światopoglądu i podjęciu pewnych
bardzo istotnych decyzji. Odsyłam ci je z
najserdeczniejszymi podziękowaniami.
Wszystkie zarobione przez ostatni miesiąc
pieniądze wysyłam z nawiązką dwustu
pięćdziesięciu franków, które pożyczyłeś mi
jeszcze przed moim wyjazdem do Paryża.
Czy pisałem już, jakie to miasto jest
piękne? Brukowane ulice, szeregowe,
zabytkowe kamienice, którym uroku dodają
przemieszczające się wieczorami powozy...
Jedynie pogoda zdaje się od tygodnia być
niezaaferowana urokiem tego miejsca...
Zupełnie, jakby wszystkie zastępy aniołów
wzruszone beznadzieją jednego, małego
człowieka jęły z całego serca żałować, ile
to w jego życiu spotkało go nieszczęść. I
jedynie co jakiś czas przeszywający
sklepienie piołun, wyraża racjonalne "to
wszystko jego wina". Tak... Jego wina...
Wina tego jednego... Tego innego... Tego
niepotrzebnego... Tego, któremu od małego
świat powtarzał, by usunął się w cień.
Któremu przez lata cień dawał ukojenie...
Zbliżał do śmierci, przyzwyczajał...
Izolował od ludzi, tak innych i
nieokrzesanych, jako zwierząt afrykańskich,
błąkających się po stepach z nadzieją
zdobycia najdrobniejszego jadła, kosztem
życia tak spokojnych, tak niewinnych...
Jako dzieci, nie mogące zrozumieć, czego
dorośli od nich oczekują, gdy podnoszą głos
i jednocześnie nie mogące zrozumieć, jak
ktoś, kto tak bardzo cię kocha może w ogóle
podnosić na ciebie głos. Chyba, że cię nie
kocha... Chyba, że cały świat cię nie
kocha... Albo wręcz- nienawidzi. Wytyka cię
palcami, śmieje ci się to w twarz, to za
plecami, obraca wszystkich przeciw tobie.
Cały czas jakiś obcy, ale jednocześnie
bardzo znajomy głos szepcze ci do ucha "nie
jesteś potrzebny nikomu, po cóż się męczyć
w tym świecie". Tak... Po cóż się męczyć w
tym świecie... Aby być pośmiewiskiem? Aby
znosić katusze miljona, samego Miljonem się
nazywając?
Lecz może jest w tym jakaś głębsza racja...
Może ten świat nasz umęczony, Polską zwany,
niczym Jezus Chrystus, Pan nasz na Niebie i
ziemi zdolny jest od wszelkiej zagłady i
upadku uwolnić jedynie jeden, namaszczony
przez samego Stwórcę wysłannik? Wysłannik,
wydający się innym, trędowatym,
niepotrzebnym... A raczej wręcz przeciwnie-
koniecznie potrzebnym, by ostatecznie przez
swą męczeńską śmierć i zmartwychwstanie
wyzwolić naród od blisko trzech pokoleń
umęczony. Pozwolić, by nasze dzieci, te
wspaniałe istoty mogły uczyć się mówić i
pisać w języku ojczystym, by Moskal nie
narzucał im swej religii i praw.
Żegnam cię ten ostatni raz. Oby nasza
przyjaźń w Królestwie Pana była równie
wspaniała, jak na tym nędznym, ziemskim
padole.
Gaspar Lizotte 31 Octobre 1866
Komentarze (1)
Interesujące opowiadanie.
Witam Cię serdecznie w naszej bejowej rodzinie.