Blisko płomienia
(W. Damczyk i A. Łoś)
Wybiegłem ze swojego domu,
na pusta ulice
noc była gwieździsta, pomyślałem że
teraz
tylko ja się liczę
lecz nie bylem sam,
w myślach nieznanych
biegnę wsłuchany w szept
kroków kochanych
raz zwalniam, raz przyspieszam
raz się zatrzymuje
i podziwiam
we wszystkim dookoła mój wzrok lokuję
napawam się widokiem tej jak grób
spokojnej nocy
wiem że do brzasku jeszcze daleko
mogę rozkoszować się z jej tajemnej mocy
po chwili ktoś przez mgłę się przedziera
i swym wnikliwym wzrokiem mnie mierzy
myślę - przyjaciel czy wróg?
jednak ta postać już w mą stronę bieży
nie ma czasu na ucieczkę
trzeba stanąć do walki
już jestem gotowy
pięści zaciśnięte
wokół pusty parking
mój umysł płonie, coraz mocniej i
jaśniej
noc w bezruch zaklęta,
mgła mnie otacza coraz bliżej i ciaśniej
pochodzi do mnie, postać przeklęta
smukła i wzniosła, spokojną czernią
muśnięta
uspokajam umysł, w jednej chwili
przystaję
opuszczam dłonie, tą twarz którą widzę tak
bardzo poznaję...
chwila zawahania, sekunda wątpliwości
ułamek niedowierzania i odrobina
wzniosłości
i wiem
wiem
że mam przed oczami prawdziwy obraz
obraz, który mnie w snach nawiedzał
tak mocno nasiąkniętych nieraz goryczą
tak mocno jak bywają nieraz ludzie
nasiąknięci
dymem z papierosa
miliona myśli nie mam w głowie
jest ich może kilka
i dwie najważniejsze
czy tak wygląda miłość?
czy może tak ona zamilka?
zamieniamy dwa słowa,
Ty mi mówisz "witaj"
ja to samo odpowiadam
i czekam
może o coś mnie jeszcze zapytaj?
i pytasz
widzę to w swoim odbiciu w Twych oczach
najpierw jest wyraźne, potem
jakby za szybą
przez deszcz zroszoną skryte
sam siebie o to samo pytam
i zostało mi tylko jedno
pochylam się w Twą stronę
aby poczuć ust Twoich ciepło
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.