BÓG?
W samotności tłumu, gniew gorzkim szeptem
wzdycha,
Krzyczy w mej duszy, jakby burza ją miała
rozszarpać.
Nimfoludzkie tłumy, w nikczemnościach
skryte,
W zatrutych sercach, gniew do Boga płonie
nieokiełznane.
W rzekach łez tonę, odrzucony przez Twe
dłonie,
Przeklęty w tej pustce, gdzie moje wołanie
ginie w mrokach nocy.
Czyż nie widzisz, o Panie, jak serce we
mnie płacze?
W toczącym się piekle samotności, Bóg twój
przecież zasłonił twarze.
A więc gniewem płonę, jak rozżarzony
węgiel,
Diabeł w mej duszy tętent bije,
grzesznikowych pokus chwyta mnie szereg.
Pakt zawarłem z ciemnością, by wypełnić
pustkę serca,
Choć wiedziałem, że to tylko rozpaczliwe
łudztwo, nie święta ofiara.
Płomienie mej duszy wypluwają przekleństwa
w niebo,
Boga klątwy dosięgają, jak kły bestii
bezlitosnej moc.
Wybrany, ale przez Ciebie odrzucony,
W mej samotności w tłumie, gniewem do
Ciebie zatruwam słowa swego języka.
Czy istnienie Twoje to tylko sen
beznadziejny?
Czy istnienie Twoje to tylko iluzja, w
której grzeszne dusze płoną wieczną?
Pakt z diabłem zawarty, by łaskę od Ciebie
osiągnąć,
Lecz czy miłość prawdziwa, czy to tylko
demonów gra?
A więc w tłumie samotności, gniewem
zaciemniony,
Szukam sensu i odczuć, nieprzebytych
jeszcze ścieżek wiodących wciąż do
Ciebie.
Niech gniew mój płonie jak piekielne
płomienie,
A dusza mej istoty, w tej mrocznej podróży,
nadzieję odnajdzie w świętych metaforach
swego istnienia.
_______
W gąszczu tłumu, samotność mą duszę
owija,
Wśród wrzasku i szumu, nikczemna bliskość
wyłudza.
Oblana zimnym deszczem, skrzętnie kryję swą
tęsknotę,
W otchłani zapomnienia zagubiony,
cierpienia zaklęty.
Pragnienie miłości rozpaczliwie się
wzdycha,
Lecz w zgubnym tłumie, nie ma dla niego
miejsca.
Wśród czarnych twarzy i obojętnych
spojrzeń,
Ginie mej duszy głos, uwięziony w śmiercią
myśli więzieniu.
Wiarę w Boga wyrzucam jak starą,
zardzewiałą monetę,
Czyż On istnieje, gdy samotność wokół mnie
buzuje?
Odrzucony przez los, na samotność
skazany,
W rozpaczliwym tańcu pustki me serce się
płacze.
Ciemność wokół mnie płonie, jak smolisty
płaszcz nocy,
Bóg, jeśli jest, na bezlitosne łono
zapomniał mnie spuścić.
Tłum okrutny i zjadliwy, pochłania me
istnienie,
W tej mrocznej rzeczywistości, dusza moja
tonie.
Samotność w tłumie jest jak strzępka
czarnego welonu,
Gdzieś między cieniami istnieje ta miłość,
tęsknota niezgłębiona.
Lecz jakże mam ją znaleźć, gdy całe
otoczenie to pustka?
Wszelkie nadzieje gaśnie, a serce tkwi w
bezdennej głusze.
Oto wędruję przez życie, znużony i
pogubiony,
Szukając wybawienia od mroku, by serce było
ożywione.
Lecz czy istnieje droga, która wyzwoli mnie
z tej samotności?
Czyż miłość nie jest tylko iluzją, która
budzi złudzenia w naszych istnieniach?
Oczy moje patrzą w dali, w poszukiwaniu
światła,
Lecz nadzieja jest mglistym obrazem,
bezgranicznym jak pragnienie zgasła.
W samotności tłumu, zatracam się
bezpowrotnie,
A dusza moja płacze, choć nie wierzę już w
Boga miłosiernego.
Komentarze (6)
Małe dziecko tupie nogami, histeryzując wrzeszczy z
nienawiścią do matki, bo nie dostało
cukierka...zabrakło miejsca na pokorę i
skruchę...Pozdrawiam
To wielka rozpacz:
"gdy całe otoczenie to pustka?
Wszelkie nadzieje gaśnie, a serce tkwi w bezdennej
głusze."
Pozdrawiam i życzę wyjścia z tej benadziei.
Zatrzymałem się.
I zaniemówiłem.
Serio ?
czyżby sprawiało ci to przyjemność?!
Jeśli Boga nie ma, to nie ma też diabła.
"Lamentacja żałobna"- tak jak napisałeś w którymś
wierszu...mroczno,smutno bez nadziei bez miłości w
samotności -straszny obraz,ale natchnienie
ogromne...pozdrawiam serdecznie.