Ból dłoni
Dym z papierosa mijał deszczu krople
Moja wolna chwila, rozmyślałem
Nie czułem, że moknę
Dookoła cisza, tego chciałem
Starszy Pan na rowerze obok mnie
przejechał
Uśmiechając się Dzień dobry powiedział
Odpowiedziałem, lecz On nie wiedział
Ostatni raz tę trasę przemierzał.
Padł na ziemię przy torach w wysokiej
trawie
Myślałem, że zasnął, głośno tak chrapie
Butelka z koszyka rozbiła się o kamień
Czas stanął w miejscu, czuć wypalanie
Żebra pękały pod dłońmi, ten dźwięk
To okropne uczucie nie znika
Walka trwa, oddycha. Ja głuchy jak pień
Po chwili wiatr przeze mnie przenika
I wiem, że ta suka śmierć bardzo go chce
Znalazłem odwagę mówiąc: nie tym razem
Przecież bez przyczyny tu nie jestem
Uciskałem 40 minut z kolegą na zmianę
Wtedy w szczelinach kory drzew tak
dudniło
Słyszałem każdy liść na gałęzi
I nagle znów cicho się zrobiło
Pan na rowerze już nie jeździ.
Komentarze (17)
Bardzo pięknie o niesieniu pomocy drugiemu
człowiekowi, inna sprawa,że nie zawsze się udaje
uratować, pozdrawiam serdecznie, Wszystkiego Dobrego w
Nowym Roku.
"Pan na rowerze" jak kukła ćwiczebna,
tam ustało życie z Bogiem się pojednał.
Pozdrawiam Zantes jeśli to z własnego życia to
bohaterstwo. Inni przeszli by obok, znam takie
przypadki.