U celu do celi na pokuty
Czemu krzyczysz?
Czemu grzechy liczysz?
Zaganiasz, żeby cię czyścić
Jesteś strachem czyśćca
Napominasz i nie zapominasz
Ciasno w moralną normę owijasz
Spowijasz wszystko co mam
Skrupulatnie liczysz ile komu dam
A wezmę sam, jak sobie rade dam
Twój mechanizm przy wadze wartości
Odważasz coś za każdy sprzeciw
Pomniejszasz i gonisz do poprawy
Dusisz winą, jak szubienica liną
Sumienie! Odłóż te kamienie!
Kaleczysz, nie leczysz i samo grzeszysz!
Ty nie wiesz co to ukojenie
Ciągle zadajesz cierpienie
Pragnienie rzucasz w czyśćca płomienie
Na szczęście nie panujesz niepodzielnie
Pewność siebie czasem się uweźmie
Wyleci z cienia zwątpienia, bez
zastanowienia
Za nim podmuch rozproszy echa sumienia
Szczery ból odkryje prawdę
Gdy bez hamulców się odnajdę
Bez pytań i myślenia sumienia
Bez zadumy, pełen dumy
Jak samolot przez chmury
Wystrzał w cel...
...i z powrotem do kabury
Znów w ciasne sumienia kontury
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.