Chłopak z gitarą (Odrażający,...
Chłopak z gitarą (Odrażający, brudni, źli)
Romana i jego gitary już od kilku dni nie
ma, nie tylko w pracy. Dzisiaj u
Maciejewskiego była Długonoga Grażyna
(nieślubna Romka) z dwójką dzieci w wieku
przedszkolnym — płakały, a ona prosiła.
Prosiła, żeby go nie zwalniał, bo raty, że
ledwo wiąże koniec z końcem i żeby jeszcze
dzień dwa poczekać, może wróci. Maciejewski
spojrzał na jej nogi, uśmiechnął się
lubieżnie i powiedział, żeby przyszła po
siedemnastej bez dzieci, to się zastanowi.
Nie wiedziała, że Maciejewski przebiegle
przydzielił Romanowi, do wysprzątania
odcinek ulicy Czapkarskiej, pod balkonem
domu z numerem 23. w którym mieszkała
poetka Julka, szukająca chłopaka z
gitarą.
Tak około 16:30 Maciejewski wezwał mnie do
siebie.
- Weźmiesz samochód i pojedziesz, kupić mi
butelkę wina, paczkę prezerwatyw i jakieś
pierdoły dla dzieci.
- Pierdoły...? Co pan ma na myśli?
- Na myśli, to ja mam dobrą zabawę dzisiaj
wieczorem.
- O tym to ja wiem, zdążyłem się
zorientować, ale o te pierdoły dla dzieci
mi się rozchodź.
- Nie wiesz — dlatego ja tu jestem
kierownikiem. Więc zanotuj sobie w tej
kapuścianej głowie, że pierdoły dla dzieci
to: słodycze, zabawki i inne takie,
nieprzekraczające w sumie wartości stu
złotych polskich, żeby one też coś z tego
miały...
- Te dzieci... znaczy się Romka?
- Nie Romka, tylko pana Romana, mojej
prawej ręki, która jest chwilowo nieobecna.
A ty go tylko... Nie... ty sobie nie dasz
rady.
- Ja? Ja panie kierowniku nie dam raty? Ja?
Nikt lepiej ode mnie nie będzie panu
nadskakiwał, usługiwał! Nikt!
- Dobra, już dobra... na razie leć do
sklepu, a później się zobaczy.
- Po godzinach zostanę, a załatwię panie
kierowniku.
- Ok, to powtórz dla zapamiętania co kupić
i spadaj, bo ci sklep zamkną przed
nosem.
Spojrzałem na zegarek, do 17stej niecałe 30
min... I tak nie zdążę, więc pojechałem
troszkę dalej do monopolowego, w którym
jest promocja na wina, coś w rodzaju:
zapłać za jedno, drugie ukradnij — z małym
ryzykiem. Wychodząc już z winami, spotkałem
Romka, siedział załamany, podobno ta poetka
Julka, powyrywała mu wszystkie struny z
gitary, krzycząc przy tym: Jak tak można,
że to jest niemożliwe, że w życiu to się po
prostu nie zdarza, że połączenie dwóch
oderwanych od ziemi ludzi, to nic dobrego i
że już co niektórzy z tego powodu nabierają
podejrzeń, więc stawia ultimatum:
przestaniesz grać albo się wynosisz grać u
Grażyny i niech tam ci przy tym graniu, jak
wcześniej, bachory Grażyny na głowę
włażą.
Poklepałem go po ramieniu i powiedziałem.
Nie martw się stary druhu, od czego się ma
przyjaciół. Pomogę ci, ale to trochę
potrwa. Widziałem dzisiaj Grażynę, zła jak
nigdy wcześniej. Krzyczała, że jak cię
spotkam, to żebyś się nie pokazywał, bo ty
już tam nie mieszkasz itp. Ale nie martw
się, jeszcze dzień, może dwa gdzieś
przetrzymaj, żeby jej przeszło a ja z nią
pogadam i załagodzę.
Z opakowania wyjąłem dwie i schowałem do
kieszeni, resztę poprzebijałem delikatnie
igłą przez opakowanie i wraz z butelką wina
i czekoladą z orzechami oddałem
kierownikowi. Pożyczyłem powodzenia i nie
zwlekając ani chwili dużej, pojechałem do
długonogiej Grażyny, odebrać co swoje, za
załatwienie by Romek wrócił. Gdy
wychodziłem — zapytała: czy wystarczy,
że... no, za to załatwienie, że mi tylko
zrobiła i czy Maciejewskiemu też będzie
musiała, bo on jest taki obleśny.
Odpowiedziałem: Nie wiem, twój wybór, ja
swoje zrobiłem. Ale wiesz, jak teraz o
pracę trudno. Odpowiedziała, że pojedzie,
ale żebym nic o tym nie daj Boże, nie
powiedział Romkowi.
Komentarze (2)
no i proszę w jakim świecie przyszło żyć kobietom...
Ot i pośwyntuszone - jak to między szubrawcem a
szubrawcem-super bywa.
A tutaj
"o te pierdoły dla dzieci mi się rozchodź."
to nawet literka "i" w ostatnim wyrazie się
wystraszyła i dała dyla.