Cięła się żyletką...
Palcami wytykana, znieważana,
za nienormalną uważana.
Nikt jej do końca nie zna,
jej życie to jedna wielka blizna.
Jej serce tylko dla jednego bije,
lecz ten chłopak w jej umyśle umarł, nie
żyje.
Na jej skórze sznyta na sznycie,
bo wciąż z żyletką w ręce siedzi w
ukryciu.
Kreśli znaki cierpienia na całym ciele,
nie potrafią jej pomóc nieliczni
przyjaciele.
Zaczęło się przypadkiem,
gdy kolejny raz została zraniona,
skaleczyła się i poczuła, że jest jak
nowonarodzona.
Początkowo parę kresek, stoniowo coraz
więcej.
Im bardziej ją na zewnątrz bolało tym mniej
bolało serce.
Gorycz wytatuowaną na rękach, zakrywa
swetrami obszernymi,
Żyletka- to jedyne co zostało.
Jak wiele ran, tak bardzo jej mało.
Dopuki żyje, doputy nie skończy.
Czy to przez przypadek, czy świadomie
w końcu podetnie żyłę,
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.