Cztery dni
Poraz kolejny dopada mnie gorączka
istnienia
sama w czterech ścianach
odwracam głowę,by nie widzieć
tego co mnie otacza...
by nie czuć pustki która mnie
wypełnia...
Nagle w dzrzwiach ktoś się pojawia,
nie widze jego twarzy...
podchodzi blisko...wyciaga dłoń
szepcze:"chodź ze mną"
Boję się ale wstaję
Ten ktos mnie prowadzi
kieruje dłońmi
sięgam po nóż
czuję powiew stali na mojej skórze...
raz-uśmiecham się...
dwa-suche łzy palą skórę...
znów jestem sama...
trzy-upadam...ostatni raz otwieram
oczy...
ten ktoś zniknął...
a może wcale go nie było??
Już nikt mnie nie ocali...
cztery-umieram...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.