Dom marzeń
" To ja, Kasandra. A to jest moje miasto pod popiołem. A to jest moja laska i wstążki prorockie. A to jest moja głowa pełna wątpliwości. To prawda, tryumfuję. Moja racja aż łuną uderzyła w niebo. Tylko prorocy, którym się nie wierzy, mają takie widoki. Tylko ci, którzy źle zabrali się do rzeczy, i wszystko mogło spełnić się tak szybko, jakby nie było ich wcale. Wyraźnie teraz przypominam sobie, jak ludzie, widząc mnie, milkli wpół słowa. Rwał się śmiech. Rozplatały się ręce. Dzieci biegły do matki. Nawet nie znałam ich nietrwałych imion. A ta piosenka o zielonym listku- nikt jej nie kończył przy mnie. Kochałam ich. Ale kochałam z wysoka. Sponad życia. Z przyszłości. Gdzie zawsze jest pusto i skąd cóż łatwiejszego jak zobaczyć śmierć. Żałuję tylko, że mój głos był twardy. Spójrzcie na siebie z gwiazd- wołałam- spójrzcie na siebie z gwiazd. Słyszeli i spuszczali oczy. Żyli w życiu. Podszyci wielkim wiatrem. Przesądzeni. Od urodzenia w pożegnalnych ciałach. Ale była w nich jakaś wilgotna
Spacerowałam dziś w nocy
po cmentarzu swoich marzeń.
Starca spotkałam.
Zgarbionego człowieka
przytłoczonego życia bagażem.
Nie mówił nic- z żalem na mnie spojrzał
po głowie pogłaskał.
Wziął za rękę i alejką krętą
poprowadził.
Na końcu drogi dom maleńki stał.
Przez okno siebie zobaczyłam.
Dzieci, mąż.
Oczy otworzyłam.
To sen był tylko, koszmar zapewne.
Mąż mężem nie był
- bo to nie byłam już ta sama ja.
... Tylko że z tego nie wynika nic. A to jest moja szatka ogniem osmolona. A to są moje prorockie rupiecie. a to jest moja wykrzywiona twarz. Twarz, która nie wiedziała, że mogła być piękna."
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.