Donikąd
I gdy w czerni i nicości
Płomienie głęboko z pod ziemi
Złej nadziei i wczorajszych wyblakłych
błękitów
I gdy w bieli i pustce jutrzejszych
poranków
Płomienie czerwone ukryte pod
świadomością
Rozrywające upadające niebo
Donikąd...
Nie mów że nie widzisz
I nie patrz na czas
Nieskończoność...
Pamiętasz...
Gdy mówiłem o czarnym morzu
Z milionem ciał ich uwięzionych w
godzinach
Donikąd...
To już...
I w ostatnim chłodnym oddechu umierających
ciał
Z pod ziemi płonący strach ich lęk unoszący
się poza wzrok
Płonące ciała ich zapatrzone w jaskrawą
noc
I w ognistej burzy palących się
przeszłości
Wysoko ponad uwolnieni w przestrzeń ich
wszechświata
Dzień już nie nadejdzie ten chaos
zamilknie
Dusze zamknięte w skórze przerażonej
ludzkości
Odejdą w tym rozbłyskającym niebie
Donikąd...
Nie mów że nie czujesz...
I że ten wiatr nie porywa
Nieskończoność...
To tu...
Pamiętasz...
Gdy chcieliśmy porzucić nasze ciała
Zakorzenione w ziemi zapadającej się pod
ich stopami
Donikąd...
To już...
I na dalekim zachmurzonym niebie
Oddalające się piekło normalności
I w połączonych myślach zamilkli w
przenikliwej ciszy
Komentarze (2)
Miło mi że ktoś dobrze zinterpretował, pozdrawiam
Niesamowity klimat tego zachwycajacego wiersz.A
wystarczy zapomniec o codziennosci,
by ich dusze polaczone poszybowaly hen...
donikad.+++++