[ Dopiero próbuję po raz -...
nie ubiorę dziś
tej czystej sukienki
świat nie lubi - kontrowersji
będe musiała
pofarbować włosy - na czerwono
by wbić się w tłum
a potem ktoś
na środku rynku
poda mi bezczelnie zapałkę
i każe spalić mój drewniany młyn
gdy będzie stał w płomieniu
a ja razem w nim – wtulona
wirując na drewnianych deskach
pomyślę sobie że warto ginąć
z gospodarczym urządzeniem
które najbliżej nieba było
cała w ogniu
cała w bieli
z dłońmi pełnymi
zmielonych gwiazd
zimnych ciał i snów
obsypię się
oblepię
i zejdę po raz drugi
na boso z pędzlem w dłoni
malując świat od nowa
szybko zanim już samo tło
nie wessie mnie
nie chcę rodzić się i umierać
miliony razy
i nie dojrzewając - zgasnąć
a wiem że zasłonieta byłabym
blaszanymi murami
a w domach okien
by już nikt nie wlepił
(...)
Zaraz zejdę na ziemię
zaraz zajdę
tylko przed tym
połamię sobie kości
i na pluję w twarz
by tego nie poczuć
tym razem
Komentarze (4)
Jestem pod wrażeniem...ile razy trzeba osiągnąć "dno"
aby móc sie od niego odbić i wznieść ponad
przeciętność, pewnie setki prób ale chyba warto
ponieść ten trud?
Pięknie opisałaś to, co gryzie wielu. Oryginalnie,
dosadnie i niezmiernie ciekawie. Gratulacje!
tylko szkoda tego drewnianego młynu, to takie piękne
budowle, jestem ciekaw jak będzie wyglądał ten świat
namalowny na nowo, urzekający styl utworu, świetnie
zauważyłaś to, że normalność staje się kontrowersją
Bardzo dobry wiersz nieraz i nie dwa trzeba spłonąć
aby zacząć od nowa.Rozumny i zakręcone metafory aż
skrzy