Dramat w akcie
OSOBY DRAMATU:
KOBIETA ŁAZARZ - główna bohaterka utworu
PODRÓŻNI - pasażerowie opisanej relacji
STOKŁOSY, POLE MOKOTOWSKIE, POLITECHNIKA
- stacje metra
NARRATOR - ja
Rzecz się dzieje w warszawskiej linii
metra,
w bieżącym tysiącleciu.
AKT I (ostatni)
Jechałem metrem dziś na Stokłosy,
nagle poczułem jak moje włosy
stanęły dęba w zwartym szeregu,
mimo iż pociąg nie zwolnił biegu,
ani nie stanął wcześniej na stacji,
bo to jest bliskie czystej abstrakcji.
Nie da się wysiąść, ot na żądanie
nim pociąg metra na stacji stanie.
Więc gnał tak dalej w szalonym pędzie,
włosy wciąż stały w równiutkim rzędzie,
a na tablicy światełko pyka,
zbliża się stacja Politechnika.
E, jeszcze trochę, tak pomyślałem
i gdy na ławce usiąść już chciałem,
podchodzi do mnie w szmatach niewiasta
i pod łachmanem, ciałem swym szasta.
- Pan mi wybaczy śmiałość, że pytam,
lecz mapy Google słabo coś czytam,
więc pomyślałam sobie przez chwilę
iż lepiej spytać kogoś i tyle…
Pan się nie gniewa, że tak znienacka,
lecz chciałam spytać - gdzie Ordynacka?
- Gdzie Ordynacka, to nie w tą stronę,
jedną chwileczkę, niech no ochłonę.
Gdy powróciłem z otumanienia,
spojrzałem na nią tak od niechcenia
i zrozumiałem dlaczego włosy,
stanęły wcześniej, nie na Stokłosy.
Otóż kobieta, co mnie pytała
w łachman odziana była wręcz cała.
Na głowie kaptur niczym u mnicha,
zaś na ramionach lejba tak licha,
że gdybyś spotkał ją gdzieś w zaułku,
na pewno rzekłbyś: - zbiegła z
przytułku…
Mnie powiem szczerze, trochę zatkało,
bo już od dawna mnie nie spotkało
takie zdarzenie niesamowite,
iżby w łachmanach spotkać kobietę.
Kobietę spotkać - jako… Łazarza?
To się na Boga w metrze nie zdarza…
więc mówię do niej: - Pani pozwoli,
jak ten jegomość się wygramoli,
to wysiądziemy na stacji Pole,
wszystko wyłożę niczym na stole.
Gdy już byliśmy przy Rakowieckiej,
ona zadarła z łachmanów kieckę,
I mówi do mnie: - Widzisz pan dziure?
- Spytałem cicho… dziurę… a które?
- Niech pan nie będzie naiwnie głupi.
Niech pan się, kurcze troszkę skupi.
Bo chłodem wieje, ja z kiecką w górze…
a zimą, z gołą jest wbrew naturze.
- Patrzę, faktycznie, dziurka pulchniutka,
więc mówię do niej: - słuchaj malutka,
mów mie króciutko i bez wahania
czemu się szwendasz tak bez ubrania.
A ona wówczas w spazmy popadła,
wcześniej leciutko jakby pobladła
i drżącym głosem zaczęła stękać:
- Jak nie pomożesz, to będę klękać.
Spojrzałem jeszcze na ową dziurkę,
(zgrabną niecnota miała figurkę)
i mówię: - musisz coś zrobić z kiecą,
bo się tu zaraz blacharze zlecą.
Strach zrobił swoje, kieckę spuściła
i mnie po chwili za dłoń chwyciła,
rzucając jeszcze: - Prowadź mnie luby
na Ordynackie - nie zaś do zguby.
- Do jakiej zguby, co pani bredzi,
cóż to w umyśle waćpani siedzi,
proszę o jasną odpowiedź zaraz,
by przegnać w niebyt umysłu marazm.
- Dobrze: - odrzekła; tu spoważniała,
jak by się w sobie zbierała cała
i tymi słowy mowę zaczęła,
(która lawiną na mnie runęła).
- Gdy byłam dzieckiem, kochany panie,
matuś dawała mnie na śniadanie:
chleba dwie kromki, wędzony boczek,
bym mogła robić za kroczkiem kroczek.
- A co do picia, matuś dawała?
- A to zależy, co wówczas miała:
wodę z ogórków, czasem pomyje…
Niekiedy myślę - to cud, że żyję.
- I jak to pani, zniosła na Boga,
toż to gehenną jest moja droga?
- Kiedy pytałam, dlaczego… Mamo?
mówiła: - Twoje to - Guantanamo!
- Więc ja jej na to: - tak bez wyroku,
przecież pieluszkę mam jeszcze w kroku
i po arabsku mówić nie umiem…
Wytłumacz mamo… Ja nie rozumiem!
- Przepraszam panią, tu jej przerwałem,
bo w głowie mały zamęcik miałem
i pytam, paląc lekkiego głupa,
czy widzi, we mnie, żywego trupa?
- Żywego trupa? Jakże pan może,
za zombie… nigdy, uchowaj Boże!
- Wierzę - odrzekłem, wierzę na słowo.
Ona zaczęła bajać na nowo…
- Gdy się wyrwałam z matczynej matni,
przez rok się kryłam w teatrze… w
szatni,
potem przeniosłam się na suflerkę,
tam miałam: stolik, łóżko, kołderkę
i mnóstwo czasu, by czytać sztuki.
Były to chwile gorzkiej nauki…
Ciągłe spektakle, znajomość ról,
czasem się czułam - jak ziemi sól.
Sól ziemi… Chryste, ale zabrzmiało,
istne wariactwo rzecz by się chciało…
Czy pan mnie słucha? - Spytała cicho.
- Bo jeśli nie, to pal to licho.
- Odpowiedziałem, mów dalej proszę,
bo przerw ogólnie, to ja nie znoszę,
a zwłaszcza wtedy, gdy płyną słowa,
gdy miłą staje się już rozmowa…
Proszę więc zatem kontynuować,
milczeniem moim się nie przejmować.
Skinęła głową w kaptur odzianą,
jakby wciąż grała, rolę wybraną
spośród spektakli jeszcze niegranych,
więc dla suflera także nieznanych.
Zaczęła z wdziękiem przypadłym damie,
dłonią musnęła mi lewe ramię
i powiedziała: - Trzy lata temu,
czułam się w budce, już jak w więzieniu.
Dlatego wyszłam, jak się wychodzi,
gdy nic cię wokół już nie obchodzi…
Byłam zmęczona tym życiem w „norze”
a przecież kiedyś świeciły zorze,
ale przygasły, jak światła rampy…
Dzisiaj mnie drażnią uliczne lampy,
cały ten zgiełk. Chociaż czasami
do metra wsiadam i przed stacjami
coś dziwacznego rodzi się w głowie…
Czy to szaleństwo… niech pan odpowie?
- Czy to szaleństwo… Nie, nie
szaleństwo,
to jest odpowiedź na okrucieństwo,
które dopada zgłębiaczy życia,
tych których posiadł nadmiar obycia.
W tej samej chwili, w kąciku oka,
niczym nadziei rychłej otoka,
szklić się zaczęła roju zwiastunka,
siostra goryczy - słona piastunka.
excudit
lonsdaleit
16:31 Niedziela, 3 marca 2013 - ...
Komentarze (33)
Ela pakuj się do metra:))))))
A mi mówią, ze mam długie. Chyba ktoś sobie żartuje.
Ogólnie dobrnąłem do końca i stwierdzić muszę, że
płynnie się czytało. Podoba mi się ten utwór.
W trzech? Nie ma sprawy, będzie komedyjum ;)))
No dobra... pakuj się kochana do metra. ;))))))
A ja teraz poproszę o komedię w trzech aktach :)))
Epitafia zaś zostawcie w spokoju,
wszak "trzeba z żywymi naprzód iść...!" :)
Stwierdzam fakt i jestem pewna, że zrobiłbyś to z
większym jajem niż ja:)) A o to biega.
Zawstydzasz mnie
Szkoda, bo wiesz, taka jednoaktówka zawsze może się
rozegrać, a Tobie mogłabym powierzyć to zadanie z
zamkniętymi oczyma:)))
Wybacz malanio, że nie zaproponuję ewentualnej pomocy,
gdyż uważam, że byłoby to niezwykle niestosownym
posunięciem, z drugiej zaś strony, sam nie czuję się
najlepiej a pisanie sobie epitafium (mimo złego
samopoczucia), jak na razie mam szczerze powiedziawszy
- w d.... ;))))))))))))))))))))))))
Jestem po prostu zapobiegliwa:))
Walnę tak, jakbym chciała mieć. Nie będzie mi nikt
pisał: odeszłaś, pozostał żal...
Problem tylko w tym, że nie bardzo wiem, kiedy jest
właściwy czas na pisanie?
A epitafium ma być baaaaaaaaaardzo wesołe:))
Sama chcesz pisać epitafium (czy to jest aby zgodne z
konstytucją?). Ludzie, ten świat oszalał... a może, to
są jakieś nowe trendy o których ja nieszczęsny nie
słyszałem. ;)))
Zaraz? A epitafium to kto napisze? Mam czas:)))
Zaraz walnąć... ;)))
Dokładnie o tym napisałam. Wolałabym nie przeżyć
takiego aktu/na próbę/, tylko walnąć w kalendarz i nie
zawracać nikomu głowy, ale woleć to ja sobie mogę:))
Droga malanio, jest mi niezwykle miło, gdy czytam
słowa - "jednym tchem", a już szczególnie, gdy
jednoaktówka, jest w stanie wyzwolić uczucia troski o
mój skromny, "nienaruszony pisarczy" byt. malanio...
zazdraszczanie, jest jak najbardziej ludzkie i jak do
tej pory, tylko ludziom przypisywane. Cóż byłoby warte
życie, bez zazdraszczania, no powiedz... Co do
"ostatniego aktu", fakt - jest on ostatnim, po nim
wszak nie następuje kolejny ;))) ale, jak zapewne
wiesz, życie pisze niekiedy zaskakujące scenariusze.
Bądź zdrowa kochana i nie martw się proszę.